wtorek, 18 października 2011

~ 43

Riitta rozkazała im nie martwić się, bo kiedyś sama założy przecież swoje stare kino, gdzie będzie siedziało się na czerwonym pluszu, jadło czekolady i chodziło ze świecami, gdzie będzie terkotał projektor i będzie puszczało się mnóstwo Freda Astaire; kiedyś też antykwariat, kiedyś też własna galeria, kiedyś każdy swój pokój, kiedyś zespół w stylu Stooges, kiedyś zero problemów z załatwianiem sobie czegokolwiek, kiedyś już łóżka z prawdziwego zdarzenia.
- Choćbyś otworzyła ich z dziesięć, no nie wiem, dwadzieścia, i tak będzie mi żal tego jednego - powiedziała Mimmi, trzymająca Charliego za przedramiona, które miał chudziutkie i trochę flaki; oglądał latarnie. - To reguła, po prostu: nie jesteśmy przekupni w sprawach śmierci.

sobota, 15 października 2011

~ 42



 [...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat.

piątek, 14 października 2011

~ 41



Glam: sterty brokatu, połyskliwe kombinezony, metrowe koturny, dużo tuszu i szminek w karminie. Przepiękny, młody Jonathan, McGregor w świetnej formie, mniej niż zwykle irytująca Collette; mnóstwo muzycznych ikon wplecionych w poszczególne postaci, sporo smaczków i jeszcze więcej frajdy z ich odkrywania. Fantastycznie poprowadzona postać Bale'a, odcinającego się od przeszłości, wychowanego w konserwatywnej rodzinie, tylko w złych czasach: chłopca, który chciał żyć trochę inaczej. Fajna oprawa muzyczna, Molko gościnnie na scenie, a wideo do "Ballad of Maxwell Demon" - klasyka kiczu.
Dosyć gadania: idę malować włosy na niebiesko i wślizgiwać się w plastikowe body.