wtorek, 28 czerwca 2011

~ 25

 


"I remember finding records like "Sleep Gently in the Womb" by a Japanese medicine professor compiling sounds of what (an unborn) baby would hear on Side A, and on Side B connecting it with classical music. That was an excellent record. Unfortunately it melted under the lamp."

~ 24

Charlie poważnie zastanawiał się, czy chodzi w dobrą stronę, czy skręca na dobrych światłach, czy to w sumie: siedzenie tu, rączka Maite ocierająca się, brak serwety, zapachy tortilli z ulicy, czy to wszystko jest w alfabecie czy wplątał się w to całkiem przypadkowo i bez perspektyw, czy miał zostać tu, czy lecieć dalej w drogę, w końcu tyle jeszcze Estonii, Luksemburgów i Argentyn czekało na niego, tyle mieszkań z dziurami w podłogach, z mebelkami z ikei w kolorach pastelowych, z żyrandolami spadającymi na kanapę, tyle było tam tego, tych ludzi z kapeluszami, policzkami zaróżowionymi, kostkami obdartymi od martensów, z przeszłością i bez przyszłości, z papugami, nie wyrywanymi od dawna brwiami, pakietem książek i niczym więcej, z rajstopami chowanymi w pufach, z porcelaną na parapecie, z ciastami w każdą sobotę, z planem zdarzeń który nigdy nie udawał się, z łódkami za oknem, z zegarami z winyli, torbami z pękniętą rączką, samolotami, do których nie zdążyło się wsiąść, bo te taksówki; klasami na chodniku i kredą plamiącą kieszeń, z piegami, bez piegów, z dłońmi malutkimi, z historią w stopniu podstawowym, z drzwiami nie domykającymi się, mieszkaniami bez balkonów, lodówkami otwartymi i rozmrażającymi się, ze słabościami do shoegaze i z rozładowanymi telefonami, tyle dziewczynek z sukienkami przed kolano i wadą minus pół, chłopców po raz pierwszy kupujących czasopisma, tyle było tajemnic powpychanych jeszcze w szuflady, niezbadanych chorób i cudownych ozdrowień, szafek zakluczonych, ale mogących otworzyć się, futer pachnących kardamonem i zeszytów, w których zapisywało się eseje o Bargeldzie. Był dylemat: czy można, czy jest w ogóle etycznym przywiązywać się, zaprzepaszczać szanse na nieodkryte lądy i pozostawać w tym samym miejscu, czy grzechem było mówić o sobie w formie stałej, czy było to czymś, co liczyło się na końcu, te stagnacje i przyklejone buty. Były to jakieś igiełki w pupie, nie mógł usiedzieć na miejscu, swędziało go, kiedy próbował, chociaż tutaj było fajnie i ludzie podobali mu się, odkrywali iksy w równaniu. Było dobrze, tylko mogło być pewnie lepiej, co nie?

piątek, 10 czerwca 2011

~ 21

Choose Life. Choose a job. Choose a career. Choose a family. Choose a fucking big television, choose washing machines, cars, compact disc players and electrical tin openers. Choose good health, low cholesterol, and dental insurance. Choose fixed interest mortgage repayments. Choose a starter home. Choose your friends. Choose leisurewear and matching luggage. Choose a three-piece suit on hire purchase in a range of fucking fabrics. Choose DIY and wondering who the fuck you are on Sunday morning. Choose sitting on that couch watching mind-numbing, spirit-crushing game shows, stuffing fucking junk food into your mouth. Choose rotting away at the end of it all, pissing your last in a miserable home, nothing more than an embarrassment to the selfish, fucked up brats you spawned to replace yourselves. Choose your future. Choose life... But why would I want to do a thing like that? I chose not to choose life. I chose somethin' else. And the reasons? There are no reasons. Who needs reasons when you've got heroin?

środa, 8 czerwca 2011

~ 18



Bardzo, bardzo rozczula mnie ta scena; podstarzały Marcello, staruszka Anita, kadry z młodości, z tego króciutkiego la dolce vita.

wtorek, 7 czerwca 2011

~ 17



01 - Revenge (feat. The Flaming Lips)
02 - Just War (feat. Gruff Rhys)
03 - Jaykub (feat. Jason Lytle)
04 - Little Girl (feat. Julian Casablancas)
05 - Angel's Harp (feat. Black Francis)
06 - Pain (feat. Iggy Pop)
07 - Star Eyes (I Can't Catch It) (feat. David Lynch)
08 - Everytime I'm With You (feat. Jason Lytle)
09 - Insane Lullaby (feat. James Mercer)
10 - Daddy's Gone (feat. Nina Persson)
11 - The Man Who Played God (feat. Suzanne Vega)
12 - Grim Augury (feat. Vic Chesnutt)
13 - Dark Night of the Soul (feat. David Lynch)

Na trasie: same znane nazwiska, same dobre wokale, same porządne kompozycje i wszystko składa się na niepowtarzalny klimat (najlepiej słucha się właśnie wieczorem, trochę późno w nocy). Wysiadając: z czystym sumieniem stwierdzam, że świetny krążek, szkoda, że następnej takiej kolaboracji już nie będzie, strzeliłeś nam w stopę, Mark, strzelając sobie w serce; podśpiewując razem z Iggym: PAIN, PAIN, PAIN.
Chciałabym mieć tę książeczkę sygnowaną przez Lyncha, to musi być optyczna uczta (a na stronie empiku jak zwykle pustki, ewentualnie: Myslovitz i Star Guard Muffin, dzięki, postoję).
Uwielbiam, kiedy łączą się sami wielcy ludzie, zazwyczaj: to eksplozja.

niedziela, 5 czerwca 2011

~ 16



Kopalnia świetnych cytatów, DiCaprio już nie DiCaprio, tylko Rimbaud, dekadentyzm, dużo absyntu, normy społeczne spychane do rynsztoku, a potem wpadanie tam za nimi. Podchodzić z dużą dozą tolerancji, pochłonąć, wyciągnąć soki.
Za każdym razem, kiedy próbuję trochę wybijać litery, poskładać to w jakąś sztukę, wyświetla mi się: "wszystko już zostało powiedziane, świat jest za stary"; to może być mój koniec z siedzeniem w literaturze, oddziaływanie grawitacyjne i odwrotne - ściąga na ziemię i wypycha na orbitę, wszystko zależy już tylko od ustawienia kolan, zawiązania fryzury.

środa, 1 czerwca 2011

~ 15

Doktor Daneeka doskonale wiedział o wielu sprawach, które były w najwyższym stopniu nie w porządku. Sen z powiek spędzał mu nie tylko stan jego zdrowia, lecz także Ocean Spokojny i konieczność zaliczenia pewnej ilości godzin w powietrzu. Zdrowie to coś, czego nigdy nie można być pewnym przez dłuższy czas. Ocean Spokojny był obszarem wodnym otoczonym ze wszystkich stron przez elephantiasis i inne przerażające choroby, wśród których mógł się nagle znaleźć, gdyby naraził się pułkownikowi Cathcartowi zwalniając na przykład Yossariana od dalszych lotów. Zaś obowiązkowy czas w powietrzu musiał wylatać każdego miesiąca, żeby otrzymać dodatek lotniczy. Doktor Daneeka bardzo nie lubił latać. W samolocie czuł się jak w więzieniu. Z samolotu nie było wyjścia, można było co najwyżej przejść do innego pomieszczenia. Doktor Daneeka słyszał, że ludzie z przyjemnością wchodzący do wnętrza samolotu ujawniają podświadomą tęsknotę za powrotem do łona matki. Powiedział mu to Yossarian, który umożliwił doktorowi pobieranie dodatku lotniczego bez potrzeby wracania do łona. Yossarian namówił McWatta, żeby wpisywał nazwisko doktora Daneeki do księgi lotów podczas lotów szkoleniowych albo wycieczek do Rzymu.
- Wiesz, jak to jest - podlizywał mu się doktor Daneeka robiąc cwaniackie, porozumiewawcze oko. - Po co mam ryzykować, jeżeli to nie jest konieczne?
- Jasne - godził się Yossarian.
- Co za różnica, czy jestem w samolocie czy nie?
- Żadnej.
- No właśnie - mówił doktor Daneeka. - Kto smaruje, ten jedzie. Ręka rękę myje. Rozumiesz? Ty mnie podrapiesz w plecy, to i ja ciebie podrapię w plecy.
Yossarian zrozumiał.
- Nie zrozumiałeś mnie - powiedział doktor Daneeka, kiedy Yossarian zaczął go drapać po plecach. - Mam na myśli współpracę. Przysługa za przysługę. Ty zrobisz coś dla mnie, ja zrobię coś dla ciebie. Rozumiesz?
- Zrób coś dla mnie - zażądał Yossarian.
- Nie da rady - odparł doktor Daneeka.